Arkadiusz Kałużyński Brak komentarzy

Jest jesień 1944 roku. Od lipca są prowadzone przez lotnictwo amerykańskie naloty na Kędzierzyn. Podczas jednego z nich na wysokości Racławic Śląskich maszyna osłaniająca bombowce oddziela się i kieruje nad zabudowania wsi i je ostrzeliwuje, czego wynikiem jest kilkanaście pożarów. Niestety, pilot nie przewiduje stanowisk baterii artylerii przeciwlotniczej i dostaje się pod ostrzał….trafiony spada na okoliczne pola, przez następne miesiące wrak zalega na polu gospodarza z Racławic Śląskich, miejscowi mieszkańcy zbierają wszystko co może się przydać w gospodarstwie, m.in. z blach poszycia wykonują grzebienie..?!. Z czasem wrak został zasypany popiołem i innymi śmieciami. Pole było uprawiane, a historia z czasem nabrała znamion legendy….
Wrzesień 2013, historia znana od kilkunastu lat, amerykański myśliwiec na polu w Racławicach Śląskich. Na ostatnim z zebrań Kozielskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii i Archeologii Explorator zadecydowano o rozpoczęciu działań w sprawie wyjaśnienia historii samolotu z Racławic. W końcu czas zweryfikować informacje, bliska znajomość z właścicielem pola umożliwia wydawałoby się spokojne, bez pośpiechu podjęcie działań.
Jakież okazało się to złudne…w pewien wrześniowy poniedziałek pojawił się człowiek oferujący pieniądze za wskazanie miejsca, w którym znajduje się wrak samolotu, w celu jego wydobycia. Oczywiście bez wymaganych zezwoleń. Właściciel bardzo szybko skontaktował się ze Stowarzyszeniem i podjęto decyzję o jak najszybszym działaniu.
W środę miało dojść do spotkania w celu sporządzenia odpowiedniej dokumentacji (wiadomo, że podstawą jest pisemna zgoda właściciela gruntu) niezbędnej do przedstawienia Wojewódzkiemu Konserwatorowi Zabytków w Opolu, by uzyskać odpowiednie zezwolenia.
W umówiony dzień spotykamy się z właścicielem, po rozmowie, najpierw decydujemy się udać na pole w celu naniesienia lokalizacji na mapkę. Jakież było nasze zdumienie, gdy zbliżając się do celu zobaczyliśmy samochód terenowy z przyczepką i dwóch ludzi ładujących na nią jakieś przedmioty, które okazały się częściami samolotu, ku naszemu zaskoczeniu-NIEMIECKIEGO!!!!!!!. Bliższa identyfikacja ze względu na bardzo duże zabrudzenie gliną była niemożliwa.
Ślady na polu wskazywały na niedawną pracę ciężkiego sprzętu, prawdopodobnie w nocy. Doszło do konfrontacji, zresztą bardzo nieprzyjemnej. Jeden z „pseudo poszukiwaczy” okazał się tym, który wcześniej odwiedził właściciela gruntu z intratną propozycją. Na miejsce została wezwana policja i przeprowadziła pozostałe czynności wyjaśniające. Nakazała przekazać wszystkie elementy właścicielowi gruntu do momentu uzyskania niezbędnych zezwoleń przez Kozielskie Stowarzyszenie, które otrzymało od Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Opolu już dnia następnego.
W poniedziałek podjęto pierwsze prace z użyciem łopat. W trakcie penetracji gruntu zebrano wiele elementów poszycia, oprzyrządowania i innych elementów konstrukcyjnych. Wszyscy mieli obawy czy jest jeszcze silnik, czy został wykopany i wywieziony. Widać było, że tylko o niego chodziło, ponieważ w trakcie nocnej pracy koparki nie zwracano uwagi na kadłub i inne większe części, można było zauważyć świeże roztargania blach poszycia, no cóż…”poszukiwacze”, ale za „kasą”.
Przez kilka godzin żmudnie przeczesywano każdą łopatę wybranej ziemi (a była wyjątkowo nie sprzyjająca) lepka, kleista glina, zmieszana z olejem i paliwem, co coraz bardziej przekonywało nas o wydobyciu przez poprzedników elementu napędowego.
Około 12:00 na miejsce przybył sprzęt ciężki i rozpoczęto głębsze wykopy. Prace wzbudziły ogromne zainteresowanie miejscowej ludności, na miejsce przybywały całe rodziny.
Kiedy wykop osiągnął prawie 5 metrów, a było to już około godziny 15 postanowiliśmy odpuścić. Jeden z członków Stowarzyszenia jednak zszedł do dziury i stwierdził bardzo intensywny zapach paliwa. Kiedy koparka zatopiła łyżkę w ił operator poczuł solidny opór…czy jednak jest silnik? Wszyscy wstrzymali oddech…dwóch ludzi weszło w wykop i saperkami zaczęło okopywać przedmiot, który….okazał się….silnikiem DB 605!!!!!
Jak podjąć tak wielki przedmiot, zalegający tak głęboko, okazało się, że na ponad 6 m!!! najważniejsze by oderwał się o iłu, przez prawie 70 lat spoczywał w tym środowisku. Udało się, ruszył, po zaczepieniu liny koparka spróbowała wydobyć, niestety bez pomocy ciągnika nie dałaby rady. Kiedy silnik znalazł się na powierzchni wszyscy zaczęli bić brawo…jest, jednak jest…następna tajemnica z przed 70 lat ma szansę na rozwiązanie. I tu właśnie zaczyna się druga historia jednego samolotu.
W marcu 1945 roku front dociera do Racławic, trwają zacięte boje, z relacji starszych mieszkańców wyłania się tragiczny obraz wojny, wojska kilkakrotnie się przemieszczają, raz Armia Czerwona zajmuje pozycje we wsi, a chwilę potem wracają oddziały niemieckie, trupy żołnierzy obu stron zalegają okoliczne pola, podwórka….już nikt na to nie zwraca uwagi…tylko niepewność jutra, co dalej….?
Działania wojenne zakończone, milkną kanonady dział, cichną serie karabinów maszynowych, tylko pola przypominają o jeszcze niedawnych bojach, wszędzie porzucony sprzęt, okopy…i wystający z ziemi ogon samolotu…widziany oczami dziecka ogromny ptak, którego dosięgła kula myśliwego…tak został zapamiętany. Przez te wszystkie lata obrósł legendą, która znalazła swoje ujście we wrześniu 2013.
Teraz żmudna praca przed członkami Kozielskiego Stowarzyszenia, setki drobnych części, które trzeba wyczyścić, zakonserwować i zidentyfikować.
Wstępne rozeznanie, pozwala nam wysnuć przypuszczenie, że jest to Messerschmitt Bf 109 G-14, gdyby się to potwierdziło, zawęża to zakres poszukiwań, ponieważ na tym terenie operowało JG 77, i trzy maszyny widnieją jako zaginione, ale nie spekulujmy, poczekamy na wyniki. Może uda się znaleźć tabliczkę znamionową z nr maszyny.
Jakie miałaby zakończenie ta historia, gdyby nie zbieg okoliczności? Niestety, przypuszczamy, że duża część elementów została wywieziona przez ludzi przyłapanych na polu, szkoda, że nie ma wszystkiego….. Tylko ubolewać, że przez takich pseudo poszukiwaczy, którzy kierowani są chęcią zysku tracimy wiele obiektów zabytkowych, a również działania tych, którzy chcą je ratować są w dużej mierze utrudniane.
A teraz? Sprawozdanie do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Opolu i cierpliwość w układaniu tego „puzzle”, ale przecież dla takich ludzi to niezwykła przyjemność, odkrywać historię i móc ją prezentować innym. Bo przecież ona jest stałym elementem naszego życia, nawet gdybyśmy tego nie chcieli. A w całej tej historii jest również człowiek, na którego ślady mamy nadzieję trafić.

Będziemy informować o dalszych działaniach.
Kozielskie Stowarzyszenie Miłośników Historii i Archeologii Explorator.


Krzysztof Ligenza

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *